czwartek, 23 października 2014

267.

Siedziałam w ogrodzie i rozmyślałam. Ostatnio to moje częste zajęcie, szybko znienawidzone. Kiedy chciałam już wracać do środka, zobaczyłam Mary stojącą w drzwiach mojego domu.
- Mary? - odłożyłam książkę o ciąży, którą trzymałam w ręce - Co ty tu robisz?
- Miałaś racje! - podbiegła do mnie - Nic nie jest perfekcyjne. (przypomnienie)


Usiała na ławce i spuściła głowę. Nie wiedziałam najpierw o czym ona mówi. W końcu przypomniałam sobie o naszej rozmowie nad jeziorem. Powiedziałam, że jej związek z Remusem jest zbyt perfekcyjny.
- Co się stało? - usiadłam obok.
- No... to było tak :
 Przyszłam do Remusa dzisiaj z samego rana. Chcieliśmy spędzić razem południe, bo dzisiaj jest pełnia. Kiedy weszłam do jego domu,on powiedział, że musimy pogadać. Nienawidzę tego tekstu. Poszliśmy do jego pokoju, usidłam na łóżku i on zaczął mówić, że "jesteśmy ze sobą już długo, może czas na zmiany, to nie wszystko co ma nam świat do zaoferowania, będziesz szczęśliwsza z kimś innym". A to gówno prawda. Nigdy nie będę szczęśliwa, jeśli nie będę miała jego. Ale miałaś racje, było zbyt pięknie. Tylko powiedz mi co w tym złego. 
 Trochę mnie zatkało. Nie wiedziałam za dużo o ich związku, ale jednak to moi przyjaciele, wiem, że coś jest na rzeczy.
- Kochanie - przytuliłam ją - Nic nie dzieje się bez przyczyny. Jakoś to się ułoży. W końcu... spójrz na mój brzuch!
Mary zaśmiała się przez łzy. Tak... nic nie dzieje się bez przyczyny.