środa, 14 sierpnia 2013

174.

 Wstałam dzisiaj dość późno. Dostałam wczoraj list od Lily. Zmartwił mnie on i pół nocy o nim myślałam.

Droga Dorcas!
Naprawdę się cieszę, że u ciebie w porządku.  Nawet nie wyobrażasz sobie jak się o ciebie martwiłam. Gdy przeczytałam twój list od razu pomyślałam,  że zatrzymałaś się u kogoś  Czy to na pewno dobre wyjście? Znając ciebie jesteś u jakiegoś chłopaka. Po pierwsze: ty go nawet nie znasz, a po drugie:  zdajesz sobie sprawę, ze wyjeżdżamy za dwa dni? Pewnie go polubiłaś, prawda? I będziesz musiała się z nim rozstać. Dorcas ja wiem, że postąpisz jak będziesz chciała, ale proszę cię nie działaj pochopnie. 
Kocham cię, Lily.

PS. Twoje rzeczy leżą już u ciebie na łóżku.

Lily ma rację. Leo stał się dla mnie ważny. Nie chce go porzucać. Nie chce mieć złamanego serca jeszcze raz. Ale zostaje tu, nie mam zamiaru poświęcać tych dwóch dni na widywaniu Blacka.. Zeszłam na dół w poszukiwaniu Leo. W kuchni i salonie go nie było. Ani w żadnym z pokoi na pietrze. Wyjrzałam przez okno. Zauważyłam Cassie siedzącą na murku przed kamienicą. Na przeciwko niej stał Leonard z aparatem.


 Włożyłam szybko dżinsy i bluzę, która wisiała na wieszaku w przedpokoju. Wyszłam, żeby podpatrzeć co robią.
- Cześć! - przywitałam się
- Oh, hej Dorcas! - zawołała Cass
- Cześć księżniczko - Leo podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło - Dobrze się spało?
- Tak - skłamałam
Usiadłam na schodkach przed drzwiami. Cassie zeszła z murku.
- Muszę już iść,mam coś do załatwienia w mieście, do zobaczenia! - pomachała nam na pożegnanie
Leo stanął naprzeciw mnie i zaczął naciskać coś w swoim aparacie.
- Wydaje mi się, że Cassie mnie unika - naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie
- Tylko ci się wydaje, akurat musiała iść do lekarza.
- Chyba nie chce, żebym bliżej ją poznała. Moim zdaniem ona myśli, że każdy chce poznać jej sekret, że wszyscy gdy na nią patrzą, mają jak na tacy podane jej problemy - powiedziałam przypatrując się znikajacej w oddali Cassie.
- Może i masz rację - wzdychną - Ja nadal nie poznałem jej całej.
Nagle zrobił mi zdjęcie.
- O nie, nie rób mi zdjęć - naburmuszyłam się
- Czemu? - zapytał - Jesteś piękna.
Na to ja tylko się zaśmiałam.
- Tak jestem piękna i będę modelką - znów parsknęłam śmiechem
- No wreszcie to przyznałaś - zawtórował mi




     ~James~
 Od ucieczki Dorcas Syriusz siedział sam w pokoju. Nie reagował na nasze prośby. Wyglądało to tak, jakby to on był najbardziej poszkodowany. Powinien w końcu wyjść i porozmawiać z nami o tym co się wydarzyło. Nawet nie chciał się bronić. Możliwe, że przemyślał konsekwencje tego co zrobił. Rano, gdy Remus, Frank i Peter wyszli z sypialni postanowiłam zacząć rozmowę z Syriuszem.
- Stary, posłuchaj - zacząłem, ale on mi przerwał
- Nie mam zamiaru słuchać! - wybuchną - Wiem co się wydarzyło i wiem jakie macie o tym zdanie. Zrobiłem źle, zrobiłam okropnie źle, ale ja tego nie odkręcę. Naprawdę bardzo chce, ale nie mogę, nie potrafię.
- Syriusz ... - nie wiedziałem co powiedzieć - Dlaczego?
- Ja sam nie wiem. Jakoś mnie poniosło. Ta dziewczyna tańczyła wciąż koło mnie, pomyślałem, że nie mam nic do stracenia. Ale straciłem to co dla mnie najważniejsze. Jestem debilem - walną się otwartą dłonią w czoło - Chodzi o to, że zawsze jest "Dorcas i Syriusz", "Syriusz i Dorcas". W kółko to samo, chciałem spróbować czego nowego. Rozumiesz? - pokiwałem głową na wznak, że się zgadzam - Przekonałem się, że kocham Dorcas. Ale teraz wszystko spieprzyłem. 
I wyszedł trzaskając drzwiami. Usłyszałem zdumiony okrzyk Mary, jakby zobaczyła kogoś obcego. Wstałem z łózka i spojrzałem na etażerkę przy łóżku Syriusza. Leżał na nim czerwony zeszyt. Najpierw powstrzymywałem się przed wzięciem go, ale ciekawość wygrała. Lekko zdziwiło mnie to co ujrzałem w środku. Cały zeszyt był zapełniony zdaniami "Kocham ją".


 Jakby Syriusz sam sobie próbował udowodnić, że tak naprawę jest. Albo był o tym świecie przekonany. Sam już nie wiem co mam o tym myśleć.

     ~Dorcas~
  Po moim południowym śniadaniu postanowiłam wyjść na krótki spacer. Leo musiał zostać w mieszkaniu, bo miał dużo pracy. W sumie to dobrze przyda mi się chwil samotności. Nałożyłam na siebie kurtkę, gdyż był dość chłodny dzień jak na czerwiec. Najpierw poszłam do parku, ale ci weseli ludzie mnie przytłaczali. Spojrzałam w stronę ruchliwej uliczki i tam własnie się udałam. Spiesząc się nikt nie zwraca uwagi na otaczający ich świat. Nie widzi, że kogoś lekko popchnął. I mi to pasuje. Nie chcę, żeby ktoś zwracał na mnie uwagę. Przeszłam obok małej kawiarenki, z której dobiegała spokojna muzyka. Na chwile się zatrzymałam, by spojrzeć, gdzie tak w ogóle idę. Rozglądnęłam się dookoła, a moja uwagę przykuł mężczyzna na oko 45 lat, który się na mnie gapił z miną zboczeńca. Bardzo uprzejmie pokazałam mu sierodkowy palec.

On tylko prychną z pogardą i cofną się do tyłu. Nie zauważył jednak pomarańczowego pachołka i się przewrócił. Zaczęłam się śmiać po czym pomachałam mu na pożegnanie.


  Gdy wróciłam do kamienicy zastałam Leo leżącego na kanapie. Chyba mnie nie zauważył. Podeszłam do niego i dałam mu pstryczka w czoło, a potem pocałowałam go w to samo miejsce.
- O, wróciłaś.
- Niesamowity entuzjazm - powiedziałam z ironią
- Okej -odchrząknął - Dorcas! Wróciłaś! Tak długo na ciebie czekałem! Tak pogrążyłem się w wielkiej rozpaczy, że za zasnąłem! Ale na całe szczęście jesteś! - wziął mnie na ręce i zaczął kręcić się po pokoju
- Przestań! Proszę cię! - przyspieszył jeszcze bardziej i zaczął wirować w druga stronę - Dobra, dobra wybaczam ci! - odstawił mnie na podłogę - Masz zadatki na aktora.
- Pomyślę o tym kiedyś - wziął mnie za rękę - Ale teraz wybywamy stąd.
- Gdzie? - spytałam
- Tego jeszcze nie wiem, ale będzie fajnie - poprowadził mnie ku drzwi - Cassie jedzie gdzieś ze swoim kolegą i on zgodził się, żebyśmy my też pojechali.
Wsiedliśmy do vana, który stał już pod drzwiami. Najpierw jechaliśmy przez miasto. Minęliśmy budynek, w którym są moi przyjaciele. Na całe szczęście ich nie widziałam, bo na pewno bym się rozkleiła. Na szczęście szybko wyjechaliśmy z centrum i pokierowaliśmy się dalej.


Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce. Była to mała polana z jeziorem po drugiej stronie. Nie było tu ludzi i to mi się spodobało. Choć  lubię przebywać w tłumie niezauważalna, to wolę czasem trochę odetchnąć od wiecznego zgiełku. Z auta wyszłam tylko ja i Leo, Cassie i jej kolega pojechali dalej. Nie wiedziałam co mamy zaplanowane. Najpierw przeszliśmy kilka metrów i położyliśmy się na trawie.


 Pachniała latem. Leo, jakby czytając mi w muslach powiedział, ze wie o moim wyjeździe. Zdał już sobie z tego sprawę, ze przecież nie mogę zostać tu na zawsze. 
- Ale bardzo bym chciała - odpowiedziałam
On też chciał, ale rozumiał, że muszę najpierw skończyć szkołę, potem tu wrócę. Leżeliśmy w ciszy jeszcze przez kilka minut. Spojrzałam na Leo - miał zamknięte oczy, jakby spał. Wstałam, otrzepałam się z brudu i poszłam w stronę jeziora. Nabrałm dziwną ochotę na kompiel. Rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie było. Zdjęłam wiec wszytskie ubrania i wskoczyłam do wody. Była tak lodowata, że momentlanie zamarazły mi żyły w nogach. Ale uśmiechnęłam się, jakby razem z wejściem do jeziora odpłynęły wszytskie moje smutki. Usłyszałam jak ktoś wskakuje do wody i szybko sie odwróciłam, na szczeście to był tylko Leo.
- Nie masz pojęcia jak się wystraszyłam - zaśmiałm się
- Ty się wystraszyłaś? To ja się tu budzę, bo byłem wykończony i jakoś mi się zasnęło, a ciebie nie ma. Bałem się, że sobie cos zobiłaś - próbował złapać oddech
- Dlaczego miałabym sobie coś zrobić? - spytałam ogupiała
- Jesteś jakaś skryta i dzisiaj w nocy płakałaś. Myślałem, że coś cię dręczy, ale nie chciałem zapytać, bo bałem się, że będziesz jeszcze bardziej o tym myśleć. 
- Nie martw się już mi przeszło, to była tylko taka chwilowa chandra. Już wszystko w porządku.
- Na pewno? - zapytał dla pewności
- Tak.




 Po długim pocałunku wyszlismy na brzeg. Musieliśy się troche wysuszyć zanim wrócimy do domu. Leżeliśmy, gadaliśmy i śmialiśmy się z dwie godziny. Wtedy zauważyliśmy, że kilkanaście metrów od nas stoi van, a obok niego Cassie idąca w naszą stronę. Sztrurchnęłam Leo i powoli wstaliśmy z niechęcią, żeby wrócić spowrotem do centrum Paryża.


  Gdy wróciliśmy poszłam szybko na górę, żeby przebrać się z tych mokrych ciuchów. Nałożyłam na siebie podkoszulkę i starą rozciągniętą bluze. Zeszłam na dół gdzie czekała juz na mnie herbata.
- Gdzie Cassie? 
- Wyszła - Leo przesunął się na kanapie żeby zrobić mi miejsce
- Czy kiedy mnie tu nie było też tak często wychodziła? - spytałam wypijając łyka herbaty
- Nie tak często, ale także - odparł
- Miałam rację, ona mnie nie lubi - postawiłam kubek na stole
- Nie, to nie prawda, musi mieć jakieś swoje powody. Prawdopodobnie znów w coś się wplątała, a ja będe musiał ją uratować. To nasza rutyna.
- Czyli zabawiaz się w wybawce? - parsknęłam śmiechem na co on zrobił obrażoną minę
- Wybawiłem ja wiele razy, ciebie też wybawiłem księżniczko - uśmiechnął sie
- Oh, nie nazywaj mnie tak - nadasałam się
Leo wstałał z kanapy po czym mnie z niej zdjął.
- No co ty robisz? 
- Niosę cie do twojego łoża księżniczko, bo jesteś chyba trochę zmęczona.
- Tylko trochę - Leo odstawił mnie na ziemię - A zatem mój ksiaże na białym koniu, za wybawienie księżcznczki z opresji przed złym smokiem Blackiem muszę ci dać nagrodę.
- O, to mnie zainteresowało - wzięłam go za rękę - Jestem ciekaw jaka to nargroda.
- No to chodź na górę, a sie przekonasz - tym razem to ja go pociagnęnęłam w stronę schodów 





2 komentarze: